Dzieci – największy problem ludzkości

Rozmawiam z synem ( lat 23 ) o wychowywaniu dzieci i w pewnym momencie zaczynam się przed nim tłumaczyć: „Wiesz, zdaje mi się, że byłem zbyt łagodny, zbyt dobry dla ciebie. Młody człowiek powinien się hartować, poznawać też ciemne strony życia, że nie zawsze wszyscy będą mili i głaskać cię po główce, trzeba być twardym i przygotowanym na brutalną stronę rzeczywistości. Wychowywanie dziecka „pod kloszem” nie jest wcale takie dobre”… – itede, itepe, w tym tonie. Syn kiwa głową i odpowiada: „Ale ty właśnie pokazałeś mi przez to, że można inaczej”! – czym przyprawia mnie w zdumienie i wzruszenie jednocześnie. – I bądź tu mądry… 🙂

Judith Rich Harris, znana i kontrowersyjna (może przez to znana?) psycholog, twierdzi w książce Geny czy wychowanie, że 50% naszego charakteru to geny, a drugie 50% to środowisko, zatem… rodzice ze swoim zaangażowaniem kiepsko tu wypadają. Harris twierdzi, że rodzice mogą ewentualnie „zabrać” kilka procent genom. W rzeczy samej, dość kontrowersyjne, że z jednej strony zrzuca z rodziców odpowiedzialność za skutki ich wychowania, a z drugiej… po co się przejmować czy dobrze wychowujemy potomstwo? Z perspektywy czasu myślę, że faktycznie Stwórca zaprojektował dziecko w pakiecie z dużym marginesem głupoty rodziców, że dziecko jest dość odporne na błędy wychowawcze za którymi kryją się prawdziwie dobre intencje. Według mnie rodzic ma właściwie dwie sprawy do zapewnienia dziecku: poczucie bezpieczeństwa i poczucie miłości. Gdyby tylko na tym się skupił, będzie dobrze. I, że zamiast gadać kazania i mądrzyć się, niech sam swoim zachowaniem i postawą pokaże dziecku, niech mu da dobry przykład.

dzieci1

Zatem problem z dziećmi, to tak naprawdę problem z dorosłymi. Dorośli mają problem z wychowaniem dzieci, bo mają problem sami ze sobą. Dlatego właśnie dzieci stanowią największy problem ludzkości. Kto ma im pokazać jak żyć? Dorośli, którzy nie wykazują zrozumienia? Dorośli, którzy nie mają cierpliwości? Dorośli, którzy bez przerwy złoszczą się o wszystko? Dorośli, którzy wzajemnie się obgadują? Dorośli, którzy nie szanują jeden drugiego? Dorośli, którzy co chwilę krzyczą na siebie i skaczą sobie do gardeł?  Dorośli, którzy wszędzie widzą same problemy? Zestresowani, pełni kompleksów, lęków i stale niezadowoleni z wszystkiego? I tylko dlatego, że są więksi i silniejsi, dzieci mają „się ich słuchać”?

Dorośli są mistrzami świata w komplikowaniu wszystkiego, więc przede wszystkim fantastycznie skomplikowali sobie swój świat. Odzwierciedleniem tego jest sposób w jaki wychowują dzieci oraz sposób w jaki zorganizowali dla nich system edukacji. Podsłyszałem kiedyś taką rozmowę dwóch, na oko, gimnazjalistów: „Wiesz czym się różni szkoła od klopa? – Nie… – Niczym – chodzisz, bo musisz”! Tak, szkoła, to jeden wielki przymus, stres i upokorzenie. Gdyby tylko dzieci nie musiały, nie chodziłyby do szkoły. Dziecko ma naturalną, niesamowitą ciekawość świata. Tak zwane szkolnictwo skutecznie tę ciekawość w dziecku zabija. Narzędziem poznawania świata jest ludzki umysł, zatem może jednym z pierwszych kroków w przygodzie z edukacją powinno być poznanie zasady działania własnego umysłu? Może dziecko powinno zrozumieć i nauczyć się przede wszystkim JAK myśleć, a nie CO myśleć? Regułki, daty i słupki z danymi niekoniecznie uczą nas jak żyć. Jak radzić sobie z problemami, jak rozumieć drugiego człowieka i jak być rozumianym? Jak rozumieć siebie, swoje emocje, swoje myśli, swoje zachowanie? Jak odkryć i rozwinąć drzemiące w nas zdolności? Jak rozwiązywać konflikty, jak osiągać harmonię i spokój wewnętrzny?… Jak być szczęśliwym, radosnym, kochającym i kochanym człowiekiem?!

dzieci2

Co zatem robić, by dzieci przestały być takim strasznym problemem dorosłej ludzkości? Pomyślmy. Może zamiast wychowywać je w strachu i rywalizacji, zacząć wychowywać je w miłości, zrozumieniu i współpracy? Może wszystkie religie świata wzięłyby się wyłącznie za szerzenie nauki miłości? Może szkoły z większą uwagą zaczęłyby nauczać muzyki, sztuki i tańca, a może też medytacji i intuicji?  Może, jeśli nie wiemy co zmieniać na lepsze, powinniśmy bacznie uczyć się właśnie OD DZIECI, które nieustannie wysyłają nam sygnały co jest z naszym światem nie tak? Mocno wierzę w to, że edukacja oparta na miłości, zrozumieniu i współpracy zmieniłaby oblicze naszego świata w trakcie życia jednego pokolenia, tego pierwszego pokolenia dzieci, które mniej bałyby się żyć i mniej nienawidziły, a więcej byłyby otwarte i więcej kochały. Można tak? Można inaczej?…

2 Komentarze

  1. nocny grajek

    Jest takie powiedzenie, że dzieci nie trzeba wychowywać, wystarczy im nie przeszkadzać.
    Bardzo lubię Twój blog. Aż odechciało mi się pisać swój – skoro już taki jest i ma się świetnie… 🙂 Aż dziwne, że człowiek może mieć w tylu kwestiach podobne refleksje do kogoś innego.
    Pozdrowienia!

    Odpowiedz
    1. Marian (Autor postu)

      Dzięki ? Jednakże Twój blog to Twój blog, a nie mój! Chętnie poczytam… ?

      Odpowiedz

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *