Nie zauważamy, bo nie ma, a zauważamy, bo przeszkadza

Zacznę nie na temat. Poczytałem ostatnio (na chybił trafił) kilka swoich wpisów i doszedłem do przekonania, by raczej lektury swojego blogu nikomu nie polecać. Dla zdrowia psychicznego ich. Wieje tu taką powagą, że wyrywa guziki z koszuli, nawet tej bez guzików. Same straszne rzeczy: umysł, samokontrola, świadomość, mózg, manipulacja, tolerancja, skarpety w sandałach itd. O Metodzie Silvy już przez grzeczność (i szacunek dla Jose) nie wspomnę. Zatem lepiej (ostrzegam) nie czytać myślokształtów. Do teraz. Od teraz będzie lepiej (niekiedy). Dotknięty dobrą zmianą, spuszczam więc z tonu i będę pisać zupełnie niepoważnie, a zwłaszcza nielogicznie także (bo niezrozumiale to już opanowałem). Zatem dziś będzie o tym jak nie zauważamy wielu rzeczy, których nie ma (już), a zauważamy niepotrzebne. P.S. Po krótkiej refleksji, zmieniłem zdanie i tego tekstu też nie polecam.

Stoję na światłach, a konkretnie na czerwonym i widzę, jak zbliża się do mnie żebrak. Ale taki nieładny. Znasz, z taką zakapiorską mordą (a nie mylić ze zdradziecką). Od razu przypomniam sobie, że nie mam akurat drobnych i niepotrzebnie by tu do mnie miał się fatygować (grubych, zresztą akurat też nie miałem, zatem tym bardziej). Myślę sobie, że będę udawał, że go nie widzę, to zauważy (domyśli się), że nie jestem zainteresowany. Skupiam się zatem (mimicznie) mądrze (najmądrzej jak potrafię) i tworzę zamyśloną i zapatrzoną w przednią szybę minę, ale w ostatnim momencie dochodzę do wniosku, że po prostu może spojrzę na tego faceta beznamiętnie i pokręcę głową (w geście na „nie”). Stała się jednak rzecz jeszcze inna, podjechał kolejny samochód i odgrodził mnie od (zupełnie) nieproszonego gościa. Żebrak zniknął. Żebrak zniknął – zniknął problem. I spokój. Co za ulga. Nie widzę, nie ma. Było się przejmować…

Pewnie zdarzyło Ci się Czytelniku (widzisz, zakładam przewidując sprytnie, że jednak nie jestem słuchany i ktoś to może czytać i przewidziałem nawet, że między innymi, będziesz to właśnie Ty!), kiedy byłeś dzieckiem, że Twój niesprawiedliwy rodzic kazał Ci posprzątać w swoim pokoju (tak, rodzice mają takie genialne pomysły – nie spytają, czy jesteś szczęśliwy, tylko od razu czepiają się paru maleńkich rzeczy na podłodze). A (wierzę), że zdarzyło Ci się też kiedyś coś posprzątać (choć trochę) i co? I nikt nie zauważył! No właśnie. Jakie to nie w porządku…

Przechodzę do podsumowania (by nie zostawiać tak sprawy bez podsumowania). Nasze wysiłki idą jak ta para w gwizdek: na marne po prostu. Nie robisz – źle, robisz – nie dobrze. O co chodzi? Patrzymy, widzimy, zauważamy nie tak, a zachowujemy się tak, jak nie trzeba. A trzeba nauczyć się czasami nie widzieć tego, co jest i nie myśleć, że coś jest, kiedy już go nie widać, oraz także wiedzieć (zauważyć), że nie ma już tego co było nie tak, chociaż tego nie widać (no, bo już go przecież nie ma, jak wspomniałem), zatem jest teraz to co ma być, chociaż jest dlatego właśnie tylko (i wyłącznie), że brakuje tego czegoś, czego nie powinno być, czyli jest dobrze, właśnie. Czyli, reasumując, jest dokładnie tak, jak w naszym tytule (a właściwie, pozwolę sobie zauważyć, że w moim tytule), że nie zauważamy, bo nie ma, a zauważamy, bo przeszkadza. I jakoś nikomu nie przeszkadza tego nie zauważać. Ciekawe.

1 Komentarz

  1. Krzysztof

    To by może wyjaśniało skąd tyle zła na świecie. Bo je zauważamy (dajemy energię) a to co dobre (normalne) nie jest zauważane, bo nam nie przeszkadza. 🙂

    Odpowiedz

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *