Kopnij piłkę tatowi

– Kopnij piłkę tatowi. Damian, kopnij piłkę tatowi! – powtarza młody ojciec. Szkrab ma, według mnie, ledwo co skończony roczek. Niewiele ponad tę piłkę wystaje. Dzielnie jednakże za nią biega, czasem udaje mu się nawet kopnąć, ale „tatowi” nie podaje. Pewnie z tego powodu, że kontrola kierunku poruszania się piłki po kopnięciu jest jeszcze dla niego pojęciem zupełnie abstrakcyjnym. Kiedy znowu usłyszałem „kopnij piłkę tatowi” – coś się we mnie poruszyło – jakąż to polszczyzną biedne dziecko jest traktowane?! Co z niego wyrośnie? Czy facet w ogóle nie ma pojęcia?…

Po pewnym czasie patrzę – tata niesie Damiana na rękach i przytula go do siebie. Maluch, wymęczony i ledwo żywy, radośnie mruży oczęta…

Potem przychodzi refleksja… Kilka dni wcześniej byłem świadkiem innej scenki. – Jedz tę muffinkę. – No zjedz wreszcie tę muffinkę, bo mama się zdenerwuje! – ostro i nieprzyjemnie upomina mama ok. 2-latkę. Mama z koleżanką popijają kawę, a mała siedzi uwięziona w dosuniętym do stoliku siedzonku dla dzieci. Rozpaczliwa minka dziewczynki mówi wszystko: „nie smakuje mi, ja nie chcę tej muffinki”!…

Dzieci uczą się od rodziców. Uczą się, że miłość jest warunkowa. – Nie będę słuchać mamy, mama nie będzie mnie kochać. Miłość powoduje cierpienie. – By być kochaną muszę zachowywać się wbrew sobie. Trzeba żyć z poczuciem winy. – To przeze mnie mamusia jest zdenerwowana. Pojawia się żal. – Nikt mnie nie rozumie… Pojawia się lęk. – Może ja nie zasługuję na miłość?…

Takie zachowania rodziców są na porządku dziennym, niestety…

Dziecko przewraca się. Rodzic podbiega i co robi? Szarpnięciem za rączkę stawia na nogi i… serwuje solidnego klapsa w pupę. (Jakby upadek, to za mało…) Dziecko staje na krześle, chce więcej widzieć. Co rodzic na to? – Spadniesz, spadniesz i złamiesz sobie nogę! (Mówi co dziecko ma zrobić…) Do dziecka zbliża się pan z pieskiem. – Nie bój się pieska, przecież nie odgryzie ci rączki! (Przed chwilą dziecko jeszcze nie wiedziało, ale teraz już wie – psów trzeba się bać, bo odgryzają dzieciom rączki…) A pewna mama przeszła już samą siebie. – Nie biegaj, bo się przewrócisz!… (Po prostu genialne…)

Pomyślałem, że może już lepsza kiepska polszczyzna i szczęśliwe dziecko. Ojciec daje synowi swój czas, zainteresowanie, zabawę. Miłość i poczucie bezpieczeństwa – wszystko, czego tak naprawdę dziecko potrzebuje. Polszczyznę poprawi sobie samo. Zwracam honor Tatowi Damiana!

 

1 Komentarz

  1. Krzysztof

    Nie raz słyszałem „tatowi” na podkarpaciu i nie ma się na co obruszać. To regionalna gwara. Temat jednak, który jest esencją artykułu jest bardzo trafny. Nierozsądne programowanie dzieci przez rodziców jest nagminne. Może dzięki takim artykułom paru rodziców zwróci uwagę na swoje słowa.

    Odpowiedz

Skomentuj Krzysztof Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *